Przez caly pobyt w stolicy przezylysmy mnostwo krejzoslkich chwil:
-lapanie tajnych taks/taksow( niepotrzebne skreslic;])
-ucieczka przed chlopakami (don Patkiem i don Matwiejem)
- spotkanie starego przyjaciela Raula z Chile, ktorego poznalysmy w Jekaterinburgu
- pare wspolnych dni z naszymi ukochanymi "prawidziwymi" mezczyznami- motocyklistami z Irkucka
- imprezy z uczestnikami rajdu Rally Mongolia 2008( hardcore !! River Sound rzadzi !!!)
- a po samej stolicy oprowadzali nas Od i Ganga nasi polscy Mongolczycy ( pozdro chlopaki !!)
W dodatku
Poznalysmy naprawde mase ludzi z roznych krajow ( m.in. Australia (www.gonewalkabout.us), GB, Holland, Germany, Italy, Greece, Spain, Argentina, Portugal, China i mnogo z Korei ). Kurcze, nie wiemy tylko czy nam zycia starczy, zeby ich wszytskich odwiedzic...;) Faktycznie skromnosc nie jest nasza mocna strona, ale sami rozumiecie... nie bez powodu 3ladies. Hahaha;)
Zwiedzilysmy
Gandan monaster
spalony budynek po zamieszkach
Tereldz
mongolski teatr
UB noca
Mongolii
-przenosnie budki telefoniczne
- tajne taksy, czyli wystarczy wyciagnac reke, a mieszkancy UB za 500tugrikow/km podwioza nas gdzie tylko chcemy
- bezdomne dzieciaki, mieszkajace w kanalach, zarabiajace na siebie wpychajac turystom paczki mokrych chusteczek za potrojna cene
-zebra to wielka rzadkosc, a przechodzenie przez jezdnie to istny survival !
-przejazd samochodem przez UB to walka o zycie( no rules, kto wiekszy ten lepszy:O)
-... i jeszcze te klaksony!!! co samochod to inny dzwiek (zdarzaja sie nawet imitujace sygnal koguta policyjnego! )
- ser zolty dostepny tylko w jednym miejscu w Mongolii, czyli w Department Store w UB, ale i tak nas na niego nie stac...
- stolica zasypia o polnocy (a tylko trzy puby, w ktorych bawia sie turysci, sa otwarte do rana )
- zycie toczy sie wzdluz glownej ulicy, dlatego nie da rady sie nie spotkac, nawet jak ktos sie bardzo stara;] haha
i jeszcze jedno... kolo naszego domu pachnie goframi i do tej pory nie udalo nam sie zidentyfikowac miejsca wyrobu tych pysznosci:( bedziemy musialy tu wrocic za rok, ale nie tylko z tego powodu... zakochalysmy sie w tym naprawde pieknym ( a zarazem dzikim ) panstwie. ;)
Dziekujemy wszytskim naszym Czytelnikom, tym aktywnym i nieaktywnym, za wspieranie nas i naszej samodzielnej podrozy. Dziekujemy tez wszytskim nieprzychylnym, szkoda, ze "brzydkie i glupie"(cyt.Anonim), ale mimo wszytsko z poczuciem humoru i potrafiace cieszyc sie zyciem;)
Pozdrawiamy Wasze 3 ladies
P.S.
Musicie sobie jeszcze wyobrazic jak fajnie jest sikac, jesli w promieniu paru km nie ma krzaka, kamienia, ani zadnego miejsca, gdzie moznaby sie schowac... Dla tubylcow to zaden problem, my musialysmy sie przyzwyczaic;)
Do zoba na dworcu we Wro ( oczywiscie nie musicie rozwijac czerwonych dywanow, ale milo bedzie zobaczyc Wasze mordki:*)
poniedziałek, 18 sierpnia 2008
8,9, 10 dzien
Karakorum- stara stolica Mongolii-zrobilo na nas duze wrazenie(niestety nie mamy zdjec, poniewaz karta jest uszkodzona, ale postaramy sie odzyskac je jak wrocimy do Polski). Stamtad kierowalismy sie juz w strone Ulan Bator. Spedzilysmy jeszcze dwie noce nad pieknym jeziorem Ogij kolejnyraz spiac w rodzinnej jurcie. Na szczescie tym razem obylo sie bez mongoliskich przysmakow, jednak atrakcji dostarczaly nam nielegalni wspollokatorzy;] Zbudowali sobie podziemne miasto i czuli sie jak u siebie- mongolskie MYSZY. Kolejny raz walczylysmy dzielnie ! Karambaaaa!!! ;] Ostatniego dnia z zalem wracalysmy do UB, ale po drodze czekalo na nas jeszcze duzo atrakcji- wielki pomnik Chinggis Khaana oraz gigantyczna, dzika skala przypominajaca zolwia(Tereldz). Tam po raz ostatni zjadlysmy prawdziwe mongolskie zarcie i wypilsymy kumys. Hahaha;] Wieczorem spalysmy juz w UB.
Chinggis Khaan
Tereldz
Gory Bogd Chan
Chinggis Khaan
Tereldz
Gory Bogd Chan
niedziela, 17 sierpnia 2008
5,6,7 dzien
Tego dnia, w obawie przed zaproszeniem na sniadanie, wstalysmy bardzo wczesnie. Od razu gotowe do dalszej drogi. Od nastepnego celu dzielily nas 2 dni jazdy. Na nocleg w polowie drogi planowalysmy zatrzymac sie w Arvayheer. Miasto znowu nie odpowiadalo naszym wyobrazeniom, a "hotel" tym bardziej ;)
metropolia
mongolska codziennosc..
6 dzien
Po jezdzie przez rowniny, cieszylysmy sie na zmiane krajobrazu - wjezdzalismy w gory Changajskie. Miejsce bylo jak z bajki. Ogolnie co tu duzo pisac - foty;]
rajski widok ;)
Wodospad Orchon
Ladies w niebezpieczenstwie ;O
Przezylysmy 15 minut masakry.. po ktorych wiemy juz, jak kazda z nas reaguje na sytuacje stresowe :]
Jurtowisko. Bylo ciemno..dookola panowala niepokojaca cisza...jednak my, niczego nieswiadome, kladlysmy sie spac. Martyna(znana harcerka;)) dopiero co przywiazala lina (sznurowka) drzwi. I wtedy rozpoczela sie MASAKRRRRA! Przyjazni nam tubylcy subtelnie i delikatnie...roz...walal nasze drzwi. Jurta sie trzesla! MASAKRRRRA! ;D Martyna pekajac ze smiechu, dzielnie robila przyczajke zza lozka (www.zal.pl), nieustraszona Gosz zlapala za noz (tepy i brudny scyzoryk) i rozpedzona juz chciala staranowac drzwi i niewiadomo jakby to sie skonczylo, gdyby nie prawdziwa psycholozka Hania...Po kursie mediacji internaszjonal dialog to latwizna. Dlatego tez zlapala szybko za slownik, krzyczac: My juz spimy! (www.zal.pl) KARRRRRAMMMBAA!!! To zdanie uratowalo nam zyje. Poddali sie. Uciekali w poplochu. A my? zwyciesko....poszlysmy spac :]
harcerskie umiejetnosci Martyny:)
7dzien
Rankiem pojechalysmy na pobliski "Naadam" - mongolskie narodowe swieto (wyscigi konne, zapasy i lucznictwo). Nie dosc, ze stojace za nami konie caly czas nas kichaly, jakis Mongol PO PROSTU wreczyl wodze od swojego konia Gosi (popusc wodze wyobrazni ziom! ;)), ktora od tej pory siedziala nieruchomo powtarzajac: On mnie zaraz ugryzie! ale Hania i Martyna wspieraly ja GORACO swoim smiechem..Zawsze mozemy na siebie liczyc:]
Noc spedzilysmy w Karakorum.
"Naadam"
Nie bylo latwo! ;)
Orli taniec
zapasy na "Naadam"
metropolia
mongolska codziennosc..
6 dzien
Po jezdzie przez rowniny, cieszylysmy sie na zmiane krajobrazu - wjezdzalismy w gory Changajskie. Miejsce bylo jak z bajki. Ogolnie co tu duzo pisac - foty;]
rajski widok ;)
Wodospad Orchon
Ladies w niebezpieczenstwie ;O
Przezylysmy 15 minut masakry.. po ktorych wiemy juz, jak kazda z nas reaguje na sytuacje stresowe :]
Jurtowisko. Bylo ciemno..dookola panowala niepokojaca cisza...jednak my, niczego nieswiadome, kladlysmy sie spac. Martyna(znana harcerka;)) dopiero co przywiazala lina (sznurowka) drzwi. I wtedy rozpoczela sie MASAKRRRRA! Przyjazni nam tubylcy subtelnie i delikatnie...roz...walal nasze drzwi. Jurta sie trzesla! MASAKRRRRA! ;D Martyna pekajac ze smiechu, dzielnie robila przyczajke zza lozka (www.zal.pl), nieustraszona Gosz zlapala za noz (tepy i brudny scyzoryk) i rozpedzona juz chciala staranowac drzwi i niewiadomo jakby to sie skonczylo, gdyby nie prawdziwa psycholozka Hania...Po kursie mediacji internaszjonal dialog to latwizna. Dlatego tez zlapala szybko za slownik, krzyczac: My juz spimy! (www.zal.pl) KARRRRRAMMMBAA!!! To zdanie uratowalo nam zyje. Poddali sie. Uciekali w poplochu. A my? zwyciesko....poszlysmy spac :]
harcerskie umiejetnosci Martyny:)
7dzien
Rankiem pojechalysmy na pobliski "Naadam" - mongolskie narodowe swieto (wyscigi konne, zapasy i lucznictwo). Nie dosc, ze stojace za nami konie caly czas nas kichaly, jakis Mongol PO PROSTU wreczyl wodze od swojego konia Gosi (popusc wodze wyobrazni ziom! ;)), ktora od tej pory siedziala nieruchomo powtarzajac: On mnie zaraz ugryzie! ale Hania i Martyna wspieraly ja GORACO swoim smiechem..Zawsze mozemy na siebie liczyc:]
Noc spedzilysmy w Karakorum.
"Naadam"
Nie bylo latwo! ;)
Orli taniec
zapasy na "Naadam"
sobota, 16 sierpnia 2008
czwartek, 14 sierpnia 2008
Dzien 4
Po 5 godzinach jazdy przez pustynie, nagle zza gor wyroslo miasto - Dalandzadgad. Jak sie pozniej okazalo typowa mongolska metropolia ;].
Dalandzadgad...
Jedyne, co udalo nam sie kupic to chleb i ogorek (o jakimkolwiek serze moglysmy jedynie pomarzyc - od czasow Rosji troche jedzenie sie pogorszylo ;)). To wlasnie wtedy zaczelysmy tworzyc liste dan, ktore maja na nas czekac po powrocie (DRODZY RODZICE! :) ).
Z przyjemnoscia wracalysmy na pustynie..To miasto budzilo w nas przerazenie i wspolczucie dla mieszkancow ( widok rodem z filmu "Miasto Boga"). Rozdzielilismy sie tez z naszymi wspoltowarzyszami i znowu w 4-rke ruszylismy w droge.
Wieczorem, jadac wzdluz pasma zlocistych wydm, nieswiadome zagrozen, postanowilysmy zamieszkac w jurcie, u rodziny z plemienia Chalcha.
Gobi - widok idealny
Pomagalysmy w codziennych obowiazkach (np. spedzanie wielbladow) i przygotowywaniach do wspolnego posilku. Nam przypadlo zbieranie opalu - wysuszonych kupek wielbladzich..:) Czy moglo byc gorzej?! Moglo! Kiedy zostalysmy zaproszone na "Se" (herbata z mlekiem wielbladzim i sola), nie wiedzialysmy jeszcze, co nas czeka. Na zagryche dostalysmy inny mongolski specjal - Aaruul ( zsiadle mleko, odwodnione i wysuszone na sloncu i swiezym powietrzu). Nie moglysmy odmowic:).
Z przyklejonym usmiechem, Gosia jadla ryz gotowany na wielbladzim mleku, zdesperowana Hania chomikowala w buzi ser (Aaruul), a zrozpaczona Martyna odkryla odkryla na dnie swojego kubka z "Se" suszonego robaka...! Na szczescie zrobilo sie pozno i to wlasnie nas uratowalo przed dokladka:). Nie obrazajac gospodarzy, popedzilysmy z resztkami sera schowanego w kieszeniach do naszej jurty ( do dzisiaj sie z tego smiejemy, ale naprawde bylo ciezko...).
My je tu zagonilysmy! :)
Widok z naszego podworka..:)
Nasza mala ziomalka:)
Mongolska goscinnosc
mniam mniam....:} po prostu nie moglysmy odmowic...
Aaruul, Se, ryz i inne smakolyki...
Dalandzadgad...
Jedyne, co udalo nam sie kupic to chleb i ogorek (o jakimkolwiek serze moglysmy jedynie pomarzyc - od czasow Rosji troche jedzenie sie pogorszylo ;)). To wlasnie wtedy zaczelysmy tworzyc liste dan, ktore maja na nas czekac po powrocie (DRODZY RODZICE! :) ).
Z przyjemnoscia wracalysmy na pustynie..To miasto budzilo w nas przerazenie i wspolczucie dla mieszkancow ( widok rodem z filmu "Miasto Boga"). Rozdzielilismy sie tez z naszymi wspoltowarzyszami i znowu w 4-rke ruszylismy w droge.
Wieczorem, jadac wzdluz pasma zlocistych wydm, nieswiadome zagrozen, postanowilysmy zamieszkac w jurcie, u rodziny z plemienia Chalcha.
Gobi - widok idealny
Pomagalysmy w codziennych obowiazkach (np. spedzanie wielbladow) i przygotowywaniach do wspolnego posilku. Nam przypadlo zbieranie opalu - wysuszonych kupek wielbladzich..:) Czy moglo byc gorzej?! Moglo! Kiedy zostalysmy zaproszone na "Se" (herbata z mlekiem wielbladzim i sola), nie wiedzialysmy jeszcze, co nas czeka. Na zagryche dostalysmy inny mongolski specjal - Aaruul ( zsiadle mleko, odwodnione i wysuszone na sloncu i swiezym powietrzu). Nie moglysmy odmowic:).
Z przyklejonym usmiechem, Gosia jadla ryz gotowany na wielbladzim mleku, zdesperowana Hania chomikowala w buzi ser (Aaruul), a zrozpaczona Martyna odkryla odkryla na dnie swojego kubka z "Se" suszonego robaka...! Na szczescie zrobilo sie pozno i to wlasnie nas uratowalo przed dokladka:). Nie obrazajac gospodarzy, popedzilysmy z resztkami sera schowanego w kieszeniach do naszej jurty ( do dzisiaj sie z tego smiejemy, ale naprawde bylo ciezko...).
My je tu zagonilysmy! :)
Widok z naszego podworka..:)
Nasza mala ziomalka:)
Mongolska goscinnosc
mniam mniam....:} po prostu nie moglysmy odmowic...
Aaruul, Se, ryz i inne smakolyki...
środa, 13 sierpnia 2008
3 dzien
Trzeci dzien spedzilysmy z grupa Koreanczykow. Dostalysmy nawet propozycje zamazpojscia! Sprawa do przemyslenia..;)Na razie wymieilysmy sie tylko adresami.
Juz trzeci dzien jechalysmy w kierunku Gobi..
Na przystankach i na zakupach rozmawialismy tlumaczac mongolski na koreanski, a koreanski na angielski...towarzystwo poliglotow;)
Mali mongolscy sprzedawcy
Prawie ja adoptowalysmy...skonczylo sie na czestowaniu cuksami:)
A Martyna juz spadla w dol kanionu..:P
Park Narodowy Gujwan Sajchan
Dolina Orla z koreanskimi przyjaciolmi:)
Pierwsza horse riding Gosi...:P
Dolina Orla - caly rok zalega tam lod
Juz trzeci dzien jechalysmy w kierunku Gobi..
..az w koncu widac bylo pierwsze oznaki pustyni! :)
Na przystankach i na zakupach rozmawialismy tlumaczac mongolski na koreanski, a koreanski na angielski...towarzystwo poliglotow;)
Mali mongolscy sprzedawcy
Prawie ja adoptowalysmy...skonczylo sie na czestowaniu cuksami:)
A Martyna juz spadla w dol kanionu..:P
Park Narodowy Gujwan Sajchan
Dolina Orla z koreanskimi przyjaciolmi:)
Pierwsza horse riding Gosi...:P
Dolina Orla - caly rok zalega tam lod
Sladami Chinggis Khaana cd.
Poniewaz stwierdzilysmy, ze slowa nie oddaja klimatu i piekna Mongolii;) postanowilysmy pisac mniej a dodawac wiecej zdjec.
Dzien 2
U Buddy
Troche extremu ;P w poszukiwaniu obiadu...
Nasza lazienka :)
Dzien 2
Wczesnym rankiem zebralismy sie do dalszej jazdy. Po wspolnym zwiedzaniem ruin starego monasteru w Erdenedalay, ktory sluzyl tez jako teatr, opuscilysmy warszawskich hardcorowcow - nie mozemy zbyt dlugo podrozowac w jednej grupie;]
Przez kolejne 8 h nie spotkalysmy zywej duszy i juz (o dziwo ) zaczelysmy tesknic za towarzystwem. Zakurzone i obite jazda po wertepach, dotarlysmy do kolejnych pozostalosci po buddyjskiej swiatyni Chingas Kingas Monastery;D. Pozniej czekala nas kolejna noc na jurtowisku ;]. (Coraz blizej natury- bez pradu, wody, ale za to z dzikimi wezami;>)
Pustynny prysznic najpierw kozy ?
Potem my? ;P
Monaster Chingas Kingas Poludniowa Afryka
Pustynny prysznic najpierw kozy ?
Potem my? ;P
Monaster Chingas Kingas Poludniowa Afryka
U Buddy
Troche extremu ;P w poszukiwaniu obiadu...
Nasza lazienka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)